Kolejny dzień i koleje kilometry naszego tegorocznego Eurotripa. Tym razem do pokonania mamy 646 km. Cel to Monako, czyli najmniejsze po Watykanie państwo świata i miejsce dobrze znane szczególnie fanom Formuły 1. Jak w takim małym państwie wygląda rozwój elektromobilności? Byliśmy ciekawi, czy zobaczymy tam więcej Tesli czy Lamborghini i Bentleyów.
Opuściliśmy okolice Genewy wcześnie rano, z 75% naładowanej baterii i w sumie dość niespodziewanie (nie sprawdzaliśmy/analizowaliśmy wcześniej trasy do Monako) nawigacja wyznaczyłam nam trasę przez Włochy. Nie planowaliśmy wizyty w Italii, ale skoro tak miało być szybciej to czemu nie. Znowu kierowaliśmy się ku najwyższym partiom Alp i niedługo po starcie naszym oczom ukazały się całkowicie ośnieżone góry, a wśród nich ta najwyższa – Mont Blanc.
Po około 70 km dojechaliśmy do Tunelu pod Mont Blanc. To jedna z głównych tras transportowych przez Alpy. Tunel ma długość 11 611 m i znajduje się na granicy Francji i Włoch. Koszt przejechania tych 11 km to aż 46 euro, ale tunel ten znacznie skraca drogę, bo z Francji do Turynu o 50 km, a do Mediolanu aż o 100 km.
Po kolejnych 140 km dotarliśmy do pierwszego Superchargera – Cavaglià Supercharger, położonego przy klubie golfowym.
Pierwszy odcinek drogi – 227,4 km pokonaliśmy w czasie 2:45 h. Średnie zużycie energii wynosło 14,2 kWh/100 km. Tak niskie zużycie energii to zasługa przede wszystkim tego, że większość drogi zjeżdżaliśmy z terenu Alp.
Po kilkunastu minutach ładowania ruszyliśmy dalej. Tym razem nam się trochę spieszyło, aby jak najwięcej zwiedzić w Monako, więc nie przedłużaliśmy naszych postojów na stacjach ładowania. Dalej trasa biegła na południe Włoch do miejscowości Imperia.
Trasa z Cavaglii do Imperii, czyli 237 km zajęła nam 2:30 h i znów osiągnęliśmy bardzo niskie „spalanie” 14,7 kWh/100 km. Już trochę zgłodnieliśmy i przed oczami mieliśmy tylko pizzę – przecież jesteśmy we Włoszech! Dojechaliśmy około godziny 14, zostawiliśmy samochód i wygłodniali szybkim krokiem poszliśmy do najbliższej pizzerii. Po wejściu zastaliśmy właścicieli siedzących przed telewizorem i na nasze pytanie czy możemy coś zjeść powiedzieli, że teraz nie ma opcji, bo jest sjesta (sjesta we Włoszech trwa mniej więcej od godziny 13:00 do godziny 16:00). Skończyło się więc na kanapkach w jedynym niezawodnym miejscu, czyli w restauracji pod złotymi łukami 🙂
Do Monako zostało nam już jedynie 70 km, które przejechaliśmy w godzinę, znów z zużyciem baterii na poziomie 14,7 kWh/100 km.
Około 16 zaparkowaliśmy na parkingu obok kasyna i ruszyliśmy na zwiedzanie. Na parkingu znajduje się całkiem sporo darmowych wallboxów (musicie mieć swój kabel do ładowania typ2-typ2). Oczywiście sam parking jest płatny, my za około 3h postoju zapłaciliśmy około 10 euro. Jak na zaparkowanie samochodu + ładowanie do pełna w tak luksusowym państwie to naprawdę stawka jest bardzo przyzwoita.
Generalnie Monako nie obfituje w stacje i punkty ładowania. Na pewno jest ich tu mniej niż Bentleyów, Rolls Royców i innych spalinowych aut z wyższej półki. Na palcach jednej ręki można policzyć tutejsze stacje szybkiego ładowania, więc mają jeszcze sporo do zrobienia.
Wieczorem po dojechaniu do hotelu zauważyliśmy, że w naszej Tesli przebieg wyniósł równe 44 000 km. Średnie zużycie energii przez te 15 miesięcy to 18,6 kWh/100 km, a zużyliśmy już w sumie 8 174 kWh.